Emigracja nie wraca

Mimo kryzysu masowych powrotów z emigracji jak nie było, tak nie ma. Z 2,5 mln osób przebywających za granicą w 2008 r. wróciło mniej niż 200 tys. W tym ma być podobnie.

Skąd ta determinacja w trwaniu na emigracji? Po pierwsze, z dość powszechnego przekonania, że i Polskę może dotknąć autentyczny kryzys, a o pracę w kraju, i to gorzej płatną, będzie coraz trudniej. Po drugie, ludzie pobyli trochę na Zachodzie i sami widzą, że poziom życia, mimo problemów gospodarczych, jest w starej Unii ciągle wyższy niż w Polsce. Decyzje osób pracujących za granicą są więc racjonalne. Nie tylko dlatego, że emigranci zdążyli oswoić obcą rzeczywistość i znaleźć w niej miejsce dla siebie. Najczęściej wyjeżdżali w poszukiwaniu pierwszej pracy (trzy czwarte wśród najnowszych emigrantów ma mniej niż 35 lat), więc teraz nie bardzo mają do czego wracać.

Słuszność ich życiowych wyborów od lat potwierdzają statystyki i prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W krajach, do których Polacy najczęściej emigrują, dochód narodowy na głowę mieszkańca według parytetu siły nabywczej nadal imponuje. W 2009 r. w Wielkiej Brytanii ma wynieść 30,3 tys. I euro, w Irlandii – 42 tys., w Niemczech -1 31 tys., w Holandii – 36,5 tys., a w USA -I 32,1 tys. euro. Polska w tym zestawieniu] prezentuje się słabo. Mamy osiągnąć zaledwie 10,5 tys. euro. Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku Polski 1 tys. euro nadal jest warte sporo więcej niż np. w Anglii. Dlaczego? Bo ceny są u nas ciągle niższe. Wskaźnik, którym posługuje się MF W, lepiej więc określa rzeczywisty i poziom życia niż równie często wykorzystywane wskaźniki wielkości produktu krajowego brutto (PKB) na głowę.

Jednym z rekordzistów tej statystyki jest Norwegia, gdzie w tym roku dochód narodowy na głowę ma wynieść już 72 tys. euro. Nic dziwnego, że w ostatnich miesiącach kraj ten stał się jednym z najchętniej wybieranych przez nowych i starych emigrantów z Polski. Jeśli prognozy MFW uzupełnimy o przewidywania Komisji Europejskiej dotyczące bezrobocia (chodzi o tzw. wskaźnik BAEL, uwzględniający pracę w szarej strefie), wniosek może być tylko jeden: lepiej na razie nie wracać. W Polsce w najbliższych dwóch latach bezrobocie ma rosnąć nawet o 3 punkty procentowe rocznie, do 10,7 proc. w 2009 r. i 13,7 proc. w kolejnym. Część ekonomistów uważa, że będzie jeszcze gorzej.

Przybysze i miejscowi

Z danych Worker Registration Scheme (rejestr założył rząd brytyjski, decydując się na otwarcie rynku pracy dla 10 krajów nowej Unii) wynika, że nawet w ostatnim kwartale 2008 r. 15,8 tys. Polaków znalazło pierwszą pracę w Anglii. To wprawdzie trzy razy mniej niż w trzecim kwartale 2006 r., kiedy najwięcej Polaków przybyło na Wyspy, ale ciągle niemało, skoro rejestr nie obejmuje dzieci, studentowi niepracujących członków rodzin. Niestety, nie można się z niego dowiedzieć, ilu rodaków w tym czasie Wyspy opuściło.

Michał Dembiński, prezes Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowo-Przemysłowej, przypuszcza, że ten, kto miał z Anglii wyjechać, zrobił to właśnie w końcu minionego roku. Pracy było mniej, brytyjski funt kosztował raptem 4,04 zł (w szczycie swojej siły nawet 7 zł), co dla osób wysyłających oszczędności do kraju czyniło pobyt mało opłacalnym.

Zajęcie tracili najczęściej robotnicy. – Pracodawcy nie kierują się kryteriami narodowościowymi, ale kwalifikacjami -zapewnia Michał Dembiński. -Polacy są tu uznawani za lepszych, bystrych, znają języki, więc pracę o wiele częściej tracą ich brytyjscy koledzy. To staje się powodem napięć między Anglikami a Polakami.

W weekendy po wyjściu z pubów wielokrotnie dochodziło do bójek. Anglicy wyładowywali agresję pod hasłem: nowi zabierają nam pracę. O podobnych incydentach wobec Hindusów czy Pakistańczyków nie słychać, głównie pewnie dlatego, że pracują w dużych miastach. Polacy natomiast rozprzestrzenili się po całym kraju i jeśli w jakimś miasteczku fabryka zwalnia 200 Anglików i ani jednego Polaka, frustracja miejscowych kieruje się przeciwko imigrantom.

Michał Dembiński urodził się w Wielkiej Brytanii i przez 40 lat podobnych ataków na tle narodowościowym nie widział. Pretensje o zabieranie pracy tubylcom potęguje fakt, że w Anglii jest już ponad milion polskich obywateli. O to, że Polacy będą na Wyspach masowo tracić pracę, Dembiński jednak się nie boi. Powstało tu aż 47 tys. polskich firm, a ich właściciele twierdzą, że miejscowi urzędnicy są bardziej życzliwi biznesowi niż w Polsce. Te przedsiębiorstwa z reguły nieźle sobie radzą, ich właściciele nie myślą o powrocie. Obawiają się, że w ojczyźnie byłoby trudniej. To się oczywiście może zmienić, jeżeli brytyjski rząd, pod presją, zaostrzy politykę wobec imigrantów. Pierwsze oznaki usztywnienia już są. Do tej pory Wielka Brytania nie otworzyła swego rynku pracy dla Rumunów i Bułgarów. A to też przecież obywatele Unii.

Nie zamierzają też, przynajmniej na razie, wracać do kraju trzej przyjaciele, informatycy, którzy trzy lata temu znaleźli pracę w Cork w Irlandii. To było ich pierwsze zajęcie i nie dziwią się, że najpierw musieli pokazać, co potrafią. Irlandzkim absolwentom też jest trudno.

Niestety w Cork Polaków również nie lubią. Nasi informatycy zarabiają bowiem o niebo lepiej niż miejscowi. – Nie mamy tu etatów, firma płaci za wykonanie projektu – tłumaczy Mariusz, prosząc o niepodawanie nazwiska. – Przylecieliśmy tu, żeby zarobić, więc jak wpadliśmy wciąg, przez kilka tygodni potrafiliśmy nie odchodzić od komputera. Miejscowi mają nam za złe, że też będą musieli pracować więcej. Może stosunki na linii tubylcy-Polacy nieco się poprawią, bo ostatnio dwóch z trzech naszych informatyków ściągnęło do Irlandii żony. Jest więc nadzieja, że zaczną myśleć nie tylko o pracy.

Robotnicy i specjaliści

Z marcowego badania PBI (Polskie Badania Internetu), które objęło ponad 20 tys. pracujących za granicą Polaków, wynika, że tylko 19 proc. emigrantów zajmuje stanowiska specjalistów, a kolejne 8 proc. to kadra menedżerska. Większość to niewykwalifikowani (20 proc.) i wykwalifikowani (28 proc.) robotnicy. Są jeszcze pracownicy biurowi bez kwalifikacji (4 proc.) i z kwalifikacjami (13 proc). Reszta (8 proc.) podaje, że wykonuje prace „inne”. Niewykluczone, że na czarno.

Z kolei portal Money.pl podsumował zarobki emigrantów. Ponad 5 tys. euro miesięcznie zarabia tylko 5 proc. pracujących za granicą Polaków, 9 proc. mieści się w przedziale 3-5 tys., a kolejne 24 proc. 2-3 tys. euro. Aż połowa emigrantów zadowala się zarobkami 1-2 tys., a 11 proc. osiąga mniej niż tysiąc. Jeśli zarobki zestawi się z wykształceniem osób, które pracują poza krajem (aż 37 proc. legitymuje się wykształceniem wyższym, a kolejne 5 proc. wyższym podyplomowym), widać, że sporo magistrów nie wykonuje pracy w wyuczonym zawodzie. Jeśli zaoszczędzili już na mieszkanie, a to główny cel wyjazdów zarobkowych, może wrócą?

Na razie z badań wynika, że średni czas pobytu Polaków za granicą wydłuża się, a nie skraca. 43 proc. rodaków zarabiających w Wielkiej Brytanii przebywa tam od roku do trzech lat. Kolejne 36 proc. zagnieździło się tam na dobre – ich pobyt zbliża się do pięciu lat. 12 proc. jest na Wyspach jeszcze dłużej. Podobne proporcje pokazują statystyki z Irlandii. To są nowe kierunki emigracji. Stały się dla nas atrakcyjne po wejściu Polski do UE. W krajach Unii, które oficjalnie nie otworzyły jeszcze swojego rynku pracy (Niemcy, Austria), statystyka jest jeszcze bardziej zaskakująca. Aż 65 proc. rodaków zarobkujących w Austrii mieszka tam już ponad pięć lat, w Niemczech – 59 proc. Wszyscy oni deklarują, że przebywają za granicą tylko czasowo i zamierzają wrócić. Kiedy? 11 proc. pracujących w Anglii chce wrócić do Polski przed upływem roku, a 19 proc. – nim miną kolejne cztery lata. 10 proc. jeszcze popracuje nie mniej niż 5 lat, ale nie więcej niż 10. Z ankiety wynika, że aż 28 proc. w ogóle wracać nie zamierza.

W Irlandii ten ostatni odsetek jest prawie o połowę niższy (16 proc). Łącznie, we wszystkich objętych ankietą krajach, deklaracje definitywnego rozstania z ojczyzną składa aż 30 proc. Polaków. A to już może niepokoić. O fali powrotów wyższej niż wyjazdów można będzie mówić dopiero po 2012 r. W 2008 r. wróciło do kraju około 200 tys. osób. Szacunki na obecny nie są wcale wyższe. GUS zastrzega jednak, że w zależności od przebiegu kryzysu mogą się one zmieniać. Nie zmienią się natomiast kierunki naszych wyjazdów za chlebem. Najchętniej jedziemy zarabiać tam, gdzie możemy to robić legalnie i gdzie jest wysoka płaca minimalna.

Według PBI, w ostatnim roku więcej – niż w minionych latach – Polaków wyjechało tylko do Wielkiej Brytanii i Norwegii. Sytuacja w Irlandii się ustabilizowała, widoczna jest nawet lekka tendencja spadkowa. Podobnie mają się sprawy w Holandii. Konieczność starania się o pozwolenie na pracę zniechęca też do wyjazdu do Niemiec Z kolei do przedłużania pobytu zachęca ostatnio słabość złotego. Emigranci, jeśli jeszcze trochę popracują, wrócą bogatsi. Ich oszczędności w Polsce warte są dziś o wiele więcej. Odważniej też zaciągają kredyty na zakup mieszkania w Polsce, zwłaszcza że tamtejsze banki udzielają ich chętniej niż w kraju. Warunkiem jest, oczywiście, stała praca.

Podatki i zwroty

Według wyliczeń firmy doradczej Capital One, rozsiani po krajach Unii Polacy od chwili integracji w 2004 r. zarobili w sumie 110 mld euro. Siła robocza jest więc naszym towarem eksportowym numer jeden. Integracja nie tylko zwiększyła falę wyjazdów zarobkowych, ale także je ucywilizowała.

Dziś w mniejszości jest praca na czarno. – Nie chcą ryzykować sami pracodawcy- zapewnia Andrzej Jasieniecki z firmy Euro-tax.pl. Zwłaszcza że i tak imigrantom płacą zwykle mniej niż miejscowym. Przypadek informatyków z Cork jest szczególny. Rodacy, których zarobki najczęściej zbliżone są do płacy minimalnej w danym kraju, dopiero zaczynają odkrywać, że irlandzkie czy angielskie systemy podatkowe są dla ludzi niewiele zarabiających o wiele bardziej życzliwe niż system podatkowy w Polsce. To kolejny argument zniechęcający do powrotu.

- W krajach anglosaskich pracodawcy nie tylko pobierają od tygodniowych wypłat zaliczki na podatek, ale to także oni decydują o ich wysokości – tłumaczy Ja-sieniecki. Najczęściej w przypadku Polaków jest to tylko 10-20 proc. zarobków. Ludzie nie wnikają w szczegóły lokalnych systemów podatkowych i nie wiedzą, że choć zapłacili mało, i tak należy im się zwrot pieniędzy.

Pierwsi przekonali się o tym ci, którzy już wrócili do kraju. To u nas bowiem po 2004 r. zaczęły powstawać firmy takie jak Euro-tax.pl, które zajmują się odzyskiwaniem podatków. Według ich szacunków, powracający mogą w sumie odzyskać od fiskusa państw, w których przez jakiś czas legalnie pracowali, ponad 5,5 mld zł.

W Niemczech można odzyskać nadpłacony podatek za dwa ostatnie lata, w USA i Irlandii za trzy, a w Wielkiej Brytanii i Holandii aż za pięć ostatnich lat. W przypadku powracających Polaków średni zwrot z podatków zapłaconych w Irlandii wynosi 600 euro, w Wielkiej Brytanii – 520 funtów, a w Stanach Zjednoczonych – 400 dol. Powodem zwrotów jest fakt, że w krajach tych są o wiele wyższe niż u nas kwoty wolne od podatku. W Irlandii nie płaci się podatku od dochodów osobistych aż do sumy 18,6 tys. euro. W Wielkiej Brytanii do wysokości 6475 funtów, w Holandii do 6 tys. euro, a w USA do 10 tys. dol. W Polsce kwota wolna wynosi zaledwie 586,85 zł. Nietrudno więc przewidzieć, że i u nas rząd będzie musiał reformować system podatkowy, zwiększając kwotę wolną. Wyborcy bowiem coraz częściej będą porównywać nie tylko zarobki w poszczególnych krajach, ale także płacone od nich podatki. Nasze nie są konkurencyjne, a to poważny argument przy kalkulacji – wyjechać czy wracać?

autor: Joanna Solska

źródło: Tygodnik Polityka Nr 21 (2706) 2009r. s.44-46



Zobacz podobne

  • Praca za granicą bez języka? Tak, to możliwe!
  • Polacy, praca, emigracja?
  • Czy praca w Niemczech przyciągnie polaków?
  • Written by:

    One Response to “Emigracja nie wraca”

    1. 30-09-2011 at 00:28, grzegorz says:

      gdybym mialpolowe tego co zarabiam w irlandii to bm wrocil,oczywiscie ceny za zywnosc itd itd musialy by byc na tym poziomie w ktorym saw tej chwili a tu lipa,jaki rzad takie zycie,powodzenia zycze rodakom.

    Leave a Reply

    XHTML: You can use these tags: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

    *
    = 4 + 1